Zmieniająca się w dynamicznym tempie rzeczywistość wymusza ciągłą pogoń za nowinkami. Szybciej, lepiej, więcej, zawsze na topie! Takie hasła przyświecają coraz większej grupie osób. Chcą robić wszystko na sto procent, bo zadawalająco to dla nich za mało. Nadmierny perfekcjonizm wydaje się zmorą współczesnych czasów. Coraz więcej osób pada ofiarą przerośniętych ambicji, źle skalkulowanych możliwości i postawionej sobie za wysoko poprzeczki. Wyczerpanie ciągłym dążeniem do wygórowanych lub zupełnie nierealnych celów to prosta droga do nerwic, zaburzeń jedzenia, uzależnień, zaburzeń somatycznych, depresji, a nawet samobójstw.
Cechy perfekcjonisty na ogół są traktowane, jako cechy bardzo dobre i pożądane, szczególnie na rynku pracy – ambicja, sumienność, odpowiedzialność, terminowość, skrupulatność, rozwaga, ostrożność, oszczędność, umiłowanie czystości i porządku. Wszystko jest ok, dopóki któraś z tych cech nie przekroczy granic zdrowego rozsądku. Niestety w przypadku chorobliwego perfekcjonizmu, a z takim mamy coraz częściej do czynienia, potencjalna zaleta staje się obsesją. Przesadny perfekcjonista nad wszystkim chce mieć kontrolę, chce działać na sto procent praktycznie w każdej dziedzinie życia i jak najlepiej wypełniać swoje role – te zawodowe i społeczne. Ma wewnętrzny przymus bycia doskonałym rodzicem, dzieckiem, uczniem, studentem, pracownikiem, przyjacielem, kochankiem, sąsiadem, perfekcyjną panią domu, idealnym mężczyznom. Ta presja „naj” niestety niszczy „ja”. Osoba nadmiernie perfekcyjna ma duże problemy w relacjach z samym sobą i z otoczeniem. Wymagając maksimum efektów od siebie, takie same wymagania stawia innym. To rodzi konflikty z bliższym i dalszym otoczeniem. W dodatku szybująca coraz wyżej poprzeczka, uniemożliwia realną ocenę sytuacji i własnych możliwości. W efekcie to, do czego perfekcjonista dąży, przynosi zupełnie odwrotne skutki do założonych. Z nadmiaru obowiązków i natłoku spraw, często nie dotrzymuje terminów, nie kończy rozpoczętych projektów, ma trudności w szybkim podejmowaniu decyzji, bo zazwyczaj wszystko drobiazgowo analizuje, racjonalizuje skupiając się na małoistotnych detalach. Każda porażka powoduje napięcie, frustracje, stany lękowe, czy depresyjne, w dalszej perspektywie może prowadzić do uzależnień, a nawet samobójstwa. Nadmierny perfekcjonista nie umie przyjąć do siebie, że coś mu nie wyszło, że zwyczajnie zawalił, bo nie daje sobie przyzwolenia na jakiekolwiek błędy. To do czego inni podeszliby z dystansem i zrozumieniem, dla niego urasta do rangi dramatu, wewnętrznej katastrofy.
Na szczęście można skutecznie wyjść z kołowrotka, napędzanego przez destrukcyjny „perfekt”. Skala przypadków sprawiła, że nadmierny perfekcjonizm zaczęto traktować, jako zaburzenie osobowości i leczyć poprzez terapię, skoncentrowaną na przesunięciu – w myśleniu i działaniu – z „perfekcyjnie” na „wystarczająco dobrze” oraz uświadamianiu, że do tego, aby czuć się dobrym, fajnym, wartościowym człowiekiem nie potrzeba żadnych warunków – efektów, wyników, skali, czy ocen, że każdy z nas ma prawo popełniać błędy, bo nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, że czasem naprawdę warto zrobić mniej lub w ogóle odpuścić i zająć się czymś, co jest po prostu przyjemne, daje radość i spełnienie. Jak każdą osobę w terapii i perfekcjonistę czeka długa droga, ale na pewno warto ją podjąć. Oczywiście pod warunkiem, że nie będzie to podejście nadmiernie perfekcyjne!
(k)